Przed wyjazdem mój obraz bezkresnej autostrady na zachodzie Stanów, po której jedzie się tyko w jednym kierunku, kierunku „FREE AS A BIRD” to było właśnie to miejsce. Nie rozczarowałem się. Zupełnie przypadkiem jadąc rano US-163 od północy stanęliśmy w miejscu, gdzie Forrest Gump zakończył swój ponad trzyletni bieg przez USA. I zostawił tym samym grupę współbiegaczy z pytaniem na twarzy: „co teraz?” ;).
Kilkaset metrów dalej remont drogi, nowy asfalt. Ten zużyty, popękany bardziej tu pasuje. Ale i ten za chwilę się skończy. Monument Valley leży na terenie Rezerwatu Indian Navajo i jest tym samym zarządzany przez to plemię. Wjazd 20USD. Dalej można wykupić miejsce na pace jeep’a albo jechać własnym autem.
Nakręcono tu wiele filmów, reklam i teledysków, ale w tutejszym sklepie z pamiątkami rządzi jedno nazwisko. John Wayne i postery z westernu „Dyliżans” Johna Forda z 1939r. To od tej produkcji zaczęła się przygoda Monument Valley z Hollywood.
Odłączamy przyczepę na parkingu przed Visitors Center i jedziemy pomalować Jeep’a na czerwono.
Wbrew pozorom nie trzeba tu mieć napędu na cztery koła. Spotkaliśmy Irlandczyka, który wjechał tu Fordem Mustangiem. Co prawda parę razy podwozie zazgrzytało przy spotkaniu ze skałą, ale skrzyni olejowej nie zgubił.
Spędzamy tu cały dzień. Warto. Aż do zachodu słońca, parking przed hotelem z widokiem na dolinę (nocleg od 279USD…) powoli pustoszeje.
Autobusy z japońskim turystami odjechały, a teraz jest przecież najlepsze światło na zdjęcia.
Pojawiają się inni turyści z aparatami. Spotkaliśmy Sandro z Włoch, który dziewiąty raz okrąża kulę ziemską. Wow. Tym razem ma na to 40 dni i zarezerwowane już wszystkie połączenia między kontynentami. Jak wymienił Suwałki i Piotrków Trybunalski to stwierdziliśmy, że nie może tego robić pobieżnie, jak by się na pierwszy rzut ucha mogło wydawać.
Nasze kolejne połączenie będzie nocne, do Bryce Canyon. Słońce zachodzi, dzieciaki przebrane do spania, w fotelikach. Wyjeżdżamy punkt siódma wieczorem.
dobra fota!